Na początku lipca do naszej redakcji przybył czytelnik, który skarżył się na obsługę śremskiej „wieczorynki”. Przekazał, że zanim został obsłużony przez lekarza minęło trochę czasu. Mężczyzna nie jest w stanie podać dokładnie, ale jak sam mówi „było to z pół godziny jak nie więcej”. Śremianin złożył oficjalną skargę do kierownictwa placówki.
Opisywane nieprzyjemne – zdaniem pacjenta – zdarzenie miało miejsce 26 czerwca. Była to niedziela. Śremianin zauważył, że w jego ciele znajduje się wbity kleszcz. Mężczyzna mógł sam pozbyć się pasożyta, ale wolał, by dokonał tego fachowiec.
Dlatego też udał się do miejsca, w którym taką pomoc powinien otrzymać – czyli do ambulatorium nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej działające w śremskim szpitalu.
– Dzwoniłem z 10 minut dzwonnikiem, żeby mnie ktoś wpuścił – żadnej reakcji – mówi rozgoryczony pacjent. Mężczyzna poszedł więc na SOR. Tam naturalnie nie otrzymał pomocy, bo SOR nie jest od takich przypadków, Polecono mu kierować się na „wieczorynkę”. – Kolejne 10 minut dzwoniłem i nadal nic się nie działo. Nie miałem przy sobie telefonu, żeby zadzwonić pod wskazany numer. Więc się po niego cofnąłem – relacjonuje.
Mijały kolejne minuty.
Gdy śremianin dotarł z telefonem i z nadzieją, że zostanie przyjęty, pojawił się kolejny problem. – Nikt nie odbierał tego telefonu – komentuje pacjent. W końcu zadzwonił na numer inny. Odebrała pielęgniarka, który przekazała mu, że ma dzwonić do lekarza, a nie do pielęgniarki. Kobieta, jak przekazał mi mój rozmówca, ulitowała się jednak nad mężczyzną i wpuściła go do poczekalni.
Tam śremianin trochę wysiedział. – W końcu wynurzył się lekarz i mnie łaskawie przyjął – dodaje.
Medyk wyjął kleszcza z ciała pacjenta i kazał obserwować, czy w miejscu ukąszenia nie pojawia się żaden rumień wędrujący.
Śremianin, jak obiecywał, tak zrobił – złożył skargę do władz szpitala.