Marzy o nowym rowerze, którym pomknie po sukcesy

Co o tym sądzisz?
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0

Jak się zaczęła Twoja przygoda z para kolarstwem. Skąd pomysł akurat na takie hobby?
– W 2018 roku przyjechał do mnie Rafał Mikołajczyk. Reprezentant Polski, który jest zdobywcą Pucharu Świata i medalistą Mistrzostw Europy w grupie H1. Jest założycielem ProRace Poland i jednocześnie prezesem Fundacji Moc Pomocy, która zajmuje się ludźmi po wypadkach i wyłapuje chłopaków, których można ściągnąć  do sportu. To właśnie on złożył mi propozycję i zapytał czy nie chciałbym spróbować swoich sił w parakolarstwie. Zaoferował pomoc przy pierwszych krokach, ale nie czułem się na siłach. Zacząłem za to trenować crossfit w KSA z trenerem Damianem Janiszewskim. Nie miałem jeszcze wtedy roweru, ale zacząłem startować w biegach ulicznych na wózkach. Tak się wzmacniałem i w 2020 roku postanowiłem kupić swój pierwszy rower i zacząłem sobie sam trenować amatorsko. Rok później zadebiutowałem w Mistrzostwach Polski w Śremie i udało się zdobyć tytuł wicemistrza w jeździe indywidualnej i brąz w starcie wspólnym. Startowałem też w Trzciance, gdzie zająłem drugie miejsce dzieląc mistrza i wicemistrza Polski.


Tydzień w kółko
Tydzień w kółko
Śrem Nasze Miasto 320x320 Komórki

Na podium podczas Mistrzostw Polski w Śremie

Przygodę ze sportem zaczynałeś jako piłkarz. Będąc w wojsku grałeś w Jantarze Ustka. To właśnie tam doszło do tego nieszczęśliwego wypadku?
– Tak. To była IV liga. Miałem też propozycje z Gryfu Słupsk, ale nie chciałem, żeby doszło do zgrzytów, bo nie po to przychodziłem do Ustki, żeby grać w Gryfie. Jako żołnierz często mnie wysyłano na rożne zawody marynarki wojennej . Tego feralnego dnia jechałem na biegi przełajowe wraz z kolegą jako pasażer na motorze. Kierowca stracił panowanie i przy prędkości 90 km/h zahaczył o krawężnik, a ja głową uderzyłem w drzewo. Doszło do uszkodzenia rdzenia C6, C7 i złamania kręgów, co spowodowało paraliż czterokończyniowy. Spędziłem prawie dwa lata w szpitalu.




  Czwarte zwycięstwo Zawiszy na wiosnę, Sarnowianka odprawiona z kwitkiem

Zapewne ciężko było Ci się po tym wypadku „pozbierać”?
– Może nie tyle ciężko, ale na początku myślałem, że to jest jak grypa. Sądziłem, że odleżę swoje, tyle ile trzeba i wyjdę ze szpitala o własnych nogach. Rzeczywistość okazała się inna i musiałem się odnaleźć w nowych realiach. Czy byłem załamany? Pewnie w jakiś sposób po części tak, ale nie było to na tej zasadzie, żeby świat mi się zawalił. Wiedziałem, że się odnajdę, ale potrzebowałem na to więcej czasu, żeby to sobie poukładać.

Teraz możesz powiedzieć, że para kolarstwo to jest to, co chcesz w życiu robić?
– Myślę, że tak. Złapałem tego przysłowiowego bakcyla i wkręciłem się na maksa. To dla mnie sposób na życie, ale też i najlepsza forma rehabilitacji. Jestem zawodnikiem klubu ProRace Poland, który powstał z Fundacji Moc Pomocy. Jest nas czterech zawodników: kapitan Rafał Mikołajczyk, mistrz Polski Bartek Bertolin i Renata Kałuża – brązowa medalista z Tokio. Trenerami są Kuba Foltyn i Jakub Pieniążek, a wiec trenerzy kadry w para kolarstwie, którzy widząc we mnie potencjał włączyli mnie do swojego teamu, a być pod ich skrzydłami, to już coś. Celem klubu jest wyszukiwanie perspektywicznych zawodników, którzy wesprą kadrę Polski na przyszłych Igrzyskach w Paryżu, a jak nie to w kolejnych w Los Angeles 2028, więc jest o co walczyć.

Ile czasu poświęcasz na trening tygodniowo?
– Tak jak mówiłem kolarstwo to mój nowy sposób na życie i forma rehabilitacji. Pochłonęło mnie całkowicie, stąd pracuję dużo, bo i ambicje mam duże. Jest to 9 treningów, w tym sześć rowerowych i dwa-trzy na siłowni.

Wiemy, że Twoim największym problemem, czy zapotrzebowaniem jest rower. Twój to już „przeżytek”.
– Zgadza się. Technika kolarska i sprzęt tak poszły do przodu, że teraz wszyscy jeżdżą na lekkich rowerach wykonanych z włókna węglowego, co daje im ogromną przewagę w porównaniu z moim ciężkim i starym rowerem. Do tego tamte wyposażone są w elektroniczne przerzutki, a moje są ręczne. Mój aluminiowy rower waży około 16-17 kg, a te karbonowe 6-7 km. Na podjazdach różnica jest więc taka jakbym wjeżdżał 5 litrowym baniakiem wody przyczepionymi do kół. Rywale mają więc niesamowitą przewagę stąd też marzy mi się nowy, profesjonalny i nowocześniejszy rower, który pomoże mi w odnoszeniu sukcesów.

WIĘCEJ W WYDANIU PAPIEROWYM