– Potrafimy zmobilizować się na zespoły z czuba tabeli i pokonać Pogoń, Szturm Junikowo czy Fałkowo, a przyjeżdża ostatni zespół w tabeli, który ma trzy punkty i wygrywamy mecz w szatni jeszcze zanim się rozpoczął – mówi trener Michał Mocek. – Takie podejście sprawia, że rozegraliśmy najsłabszy mecz w tej rundzie, ba odkąd jestem w Manieczkach. Jak myśleć o awansie, kiedy przegrywa się z zespołem, który wygrał pierwszy mecz tej jesieni? – pyta retorycznie.
Przed sobotnim spotkaniem boisko w Manieczkach było swoistą twierdzą. Gospodarze mieli bowiem na koncie komplet „domowych” zwycięstw i zajmowali drugie miejsce w tabeli. Z koli poznaniacy w 9 meczach ugrali zaledwie trzy punkty (3 remisy, 6 porażek). Spodziewano się więc łatwej przeprawy piłkarzy KSGB, a tymczasem w 20 minucie prowadzenie objęli goście. Gdy chwilę potem wyrównał aktywny w pierwszej części Dominik Kościuszko wydawało się, że zimny prysznic podziałał na miejscowych. Ci sprawiali jednak wrażenie, jakby chcieli wygrać mecz jak najmniejszym nakładem sił, a poznaniacy wyczuli, że nie taki diabeł straszny i w 37 minucie „ugryźli” po raz drugi, co dało im prowadzenie do przerwy 2:1.
W przerwie trener Mocek dokonał dwóch zmian, ale oblicza gry zespołu to nie zmieniło. Gospodarze mieli problem ze stwarzaniem sobie okazji, a godny uwagi był jedynie mocny, ale niecelny strzał Ernesta Makowskiego. Tymczasem groźne były kontry Koziołka. Po jednej z nich miejscowi mieli sporo szczęścia, bo bramkarza wyręczył obrońca wybijając piłkę z bramki. Poznaniacy mieli jeszcze jedną świetną okazję, ale jej nie wykorzystali. Korzystny wynik utrzymali jednak do ostatniego gwizdka i cieszyli się z pierwszego zwycięstwa w tym sezonie. Z kolei piłkarze KSGB przerwali passę „domowych” zwycięstw i stracili szanse, na to, aby jesień zakończyć na pozycji lidera.
W niedzielę zespół z Manieczek czeka wyjazdowy mecz z Maratończykiem Brzeźno.