Operatorzy numeru alarmowego nie raz i nie dwa zaskakiwali i przyjmowali zgłoszenia, a następnie dysponowali służby ratownicze, gdzie nie powinno mieć to miejsca. Podobnie było wczoraj w godzinach wieczornych, kiedy to dwa zastępy śremskiej straży pożarnej zostały zadysponowane przez operatora numeru alarmowego do… szerszenia. Dodajmy jednego szerszenia latającego po pokoju. A to dopiero początek hecy!
Machina ruszyła. Alarm został podniesiony, a że było już po godzinie 22, to było nie tylko widać, ale i słychać syreny alarmowe śremskiej straży. Cóż poradzić. I chociaż strażacy z JRG Śrem też się dziwili na co jadą, takie zgłoszenie otrzymali, trzeba ratować życie w zagrożeniu.
Strażacy pojechali pod wskazany w zgłoszeniu adres. Odpowiednio się zabezpieczyli – wiadomo, z szerszeniem nie ma żartów i poszli ratować domowników z opresji. Gdy weszli do mieszkania okazało się, że cała ta akcja, te przygotowania, ubieranie się i zabezpieczanie ratowników to… strata czasu.
Tym groźnym szerszeniem, który „terroryzował” domowników okazał się być…chrabąszcz majowy. Tak. Ktoś pomylił chrabąszcza z szerszeniem.
Nie znam okoliczności zgłoszenia i nie wnikam, czy zgłaszającym było dziecko czy osoba dorosła. Niemniej operator numeru alarmowego znów się nie popisał.
W normalnym świecie takie zgłoszenie wcale nie powinno zostać przyjęte, a z samym owadem, nawet jeśli to szerszeń w liczbie sztuk jeden, można sobie poradzić innymi metodami i bez udziału straży pożarnej. No ale tu jest Polska. Tutaj rzeczy wyglądają inaczej.