Z Łucją Borysewicz spotykam się w nowym mieszkaniu, które rodzina wynajęła po pożarze. To niewielkie mieszkanko, ale wystarczające dla pani Łucji, jej męża Zbigniewa i syna Stefana. Schronienie znalazły również dwa koty – Wredek i Rudy. – Bardzo dużo miejsca w moim życiu zajmowały koty, które zawsze do mnie lgnęły. Nie mogłam ich zostawić w Wyrzece. Trudno im się odnaleźć po tej tragedii – mówi pani Łucja i serdecznie dziękuje za karmę, którą podarowała czytelniczka TZŚ.
Pani Łucja do dziś nie może uwierzyć w to co się stało. W chwili, gdy wybuchł pożar zajęta była swoim hobby. – Dobierałam włóczkę do swoich robótek. To zajmowało moją głowę. Nagłe pukanie do drzwi zaniepokojonej sąsiadki zburzyło ten spokój. Uczuć, które towarzyszą człowiekowi w sytuacji, kiedy pali się jego dom, nie da się opisać słowami, bo nawet jeśli powiem o strachu, przerażeniu i niedowierzaniu, to ledwie tylko dotknę tej traumatycznej rzeczywistości – wspomina.
W kilka chwil państwo Borysewicz oraz pozostałe dwie rodziny straciły cały dobytek. – Żywioł w kilka chwil strawił kilkadziesiąt lat historii. Budynek, w którym mieszkaliśmy, wiele lat temu służył jako wiejska szkoła. Później został wyremontowany i przeznaczony na mieszkania nauczycielskie. Przez wiele lat byłam polonistką w miejscowej szkole, dlatego jedno z dwóch takich mieszkań zajmowała nasza rodzina – tłumaczy pani Łucja.
Sąsiadka pani Łucji – Mieczysława Łysiak, zajmowała sąsiednie lokum. – W ostatnim czasie wspólnie spacerowałyśmy. Jakiś czas temu podczas naszej wędrówki uratowałyśmy pięć małych piesków, które ktoś porzucił na skraju drogi. Psiaki trafiły do Gaju i mam nadzieję, że znalazły dobry dom – opowiada.
O nowym domu marzy również pani Łucja. – Żywioł odebrał nam dach nad głową, ale nie zdołał zabrać nam marzeń i wspomnień. Chcemy odbudować dom w Wyrzece. Dla mnie to miejsce było oazą spokoju i ciszy. Dawało mi poczucie bezpieczeństwa i życiową równowagę – zapewnia.
Z pożaru udało się uratować część dobytku. Ocalały ubrania, książki i cenne komiksy, które kolekcjonuje syn pani Łucji. – Pomogli nam sąsiedzi oraz strażacy. 90 procentów druhów z OSP Wyrzeka to moi byli uczniowie. Jestem im wszystkim ogromnie wdzięczna za pomoc – dodaje pani Łucja. Państwo Borysewicz pragną gorąco podziękować za okazane serce, modlitwę, słowo wsparcia i każdy grosz wpłacony na konto zbiórki.
Pogorzelcy skorzystali z pomocy fundacji Siepomaga, która zaoferowała im założenie zbiórki internetowej. – W tej chwili mamy dach nad głową. Mamy również co włożyć do garnka. Brakuje jednak funduszy na najpilniejsze potrzeby – podkreśla pani Łucja, choć gołym okiem widać, że proszenie o pomoc bardzo ją krępuje.
Naszej rodzinie zawalił się świat, ale jestem pełna wiary i nadziei, że nasz świat uda się odbudować – dodaje pani Łucja